Film biograficzno-poetycki jako gatunek na ekranach naszych kin nie gości zbyt często, tym większe było zaskoczenie, gdy okazało się, że Kordian Piwowarski, reżyser „Baczyńskiego”, zamiast sięgnąć po bezpieczne (wydawałoby się) rozwiązanie, jakim jest po prostu biografia lub fabularyzowany dokument, zdecydował się na taki artystyczny eksperyment. Mamy więc do czynienia z trzema obrazami w jednym – lecz... czy to nie przesada?
Postać Baczyńskiego zostaje ukazana w filmie w trzech różnych perspektyw. Widzimy więc artystyczny slam, który odbył się w dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin poety – grupa młodych ludzi, fascynatów utworów Baczyńskiego spontanicznie i z pasją przedstawia własne interpretacje jego utworów – w tym miejscu na uwagę zasługuję wykonanie „Pieśni o szczęściu” zaśpiewane w duecie przez Czesława Mozila i Melę Koteluk.
Kolejną płaszczyzną, którą przedstawia Piwowarski są relacje ostatnich żyjących osób, które Baczyńskiego pamiętają – jego kolegów z konspiracji czy sanitariuszki, na której rękach umierał. Ich wypowiedzi, szczere, proste, wzruszające, naprawdę chwytają za serce i naprawdę przekonują, że Baczyński był nie tylko poetą, o którym dziś z niechęcią muszą uczyć się licealiści, ale także człowiekiem z krwi i kości, którego życie było godne uwagi.
Ostatnia już część, która – wedle oczekiwań widzów – powinna stanowi główny trzon obrazu, to fabularyzowana historia życia Baczyńskiego. I choć Mateusz Kościukiewicz idealnie nadawał się do tej roli, zarówno jego chłopięca uroda jak i spokojny charakter są niezwykle przekonujące, to jednak ta część dzieła jest chyba najsłabszym jego punktem. Scenariusz nie proponuje nam nic poza czystymi, encyklopedycznymi faktami z życia poety, wiele wątków, które mogłyby podnieść dramaturgię zostało ledwie zasygnalizowanych, inne natomiast zostały przedstawione zbyt drobiazgowo, trudno też dopatrzyć się rzeczywistych relacji poety z innymi ludźmi, a sceny, które wymagały rozmachu zostały pokazane raczej dość skromnie
Ostatecznie stwierdzić można, iż bardzo dobrze, że taki film powstał – z pewnością przyczyni się do popularyzacji twórczości Baczyńskiego, jednak nie da się ukryć, że jest raczej trudny w odbiorze i na pewno nie zostanie przez wszystkich odpowiednio zrozumiany i doceniony.
Baczyński w trzech odsłonach
Film biograficzno-poetycki jako gatunek na ekranach naszych kin nie gości zbyt często, tym większe było zaskoczenie, gdy okazało się, że Kordian Piwowarski, reżyser „Baczyńskiego”, zamiast sięgnąć po bezpieczne (wydawałoby się) rozwiązanie, jakim jest po prostu biografia lub fabularyzowany dokument, zdecydował się na taki artystyczny eksperyment. Mamy więc do czynienia z trzema obrazami w jednym – lecz... czy to nie przesada?
Postać Baczyńskiego zostaje ukazana w filmie w trzech różnych perspektyw. Widzimy więc artystyczny slam, który odbył się w dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin poety – grupa młodych ludzi, fascynatów utworów Baczyńskiego spontanicznie i z pasją przedstawia własne interpretacje jego utworów – w tym miejscu na uwagę zasługuję wykonanie „Pieśni o szczęściu” zaśpiewane w duecie przez Czesława Mozila i Melę Koteluk.
Kolejną płaszczyzną, którą przedstawia Piwowarski są relacje ostatnich żyjących osób, które Baczyńskiego pamiętają – jego kolegów z konspiracji czy sanitariuszki, na której rękach umierał. Ich wypowiedzi, szczere, proste, wzruszające, naprawdę chwytają za serce i naprawdę przekonują, że Baczyński był nie tylko poetą, o którym dziś z niechęcią muszą uczyć się licealiści, ale także człowiekiem z krwi i kości, którego życie było godne uwagi.
Ostatnia już część, która – wedle oczekiwań widzów – powinna stanowi główny trzon obrazu, to fabularyzowana historia życia Baczyńskiego. I choć Mateusz Kościukiewicz idealnie nadawał się do tej roli, zarówno jego chłopięca uroda jak i spokojny charakter są niezwykle przekonujące, to jednak ta część dzieła jest chyba najsłabszym jego punktem. Scenariusz nie proponuje nam nic poza czystymi, encyklopedycznymi faktami z życia poety, wiele wątków, które mogłyby podnieść dramaturgię zostało ledwie zasygnalizowanych, inne natomiast zostały przedstawione zbyt drobiazgowo, trudno też dopatrzyć się rzeczywistych relacji poety z innymi ludźmi, a sceny, które wymagały rozmachu zostały pokazane raczej dość skromnie
Ostatecznie stwierdzić można, iż bardzo dobrze, że taki film powstał – z pewnością przyczyni się do popularyzacji twórczości Baczyńskiego, jednak nie da się ukryć, że jest raczej trudny w odbiorze i na pewno nie zostanie przez wszystkich odpowiednio zrozumiany i doceniony.