Cristiada to oparty na faktach dokument, opowiadający o wydarzenia mających miejsce w latach 20. XX wieku w Meksyku. Wtedy to mężczyźni i kobiety, zwani Cristeros, wzięli udział w powstaniu skierowanemu przeciwko krwawemu reżimowi państwa i prezydentowi Callesowi – zagorzałemu przeciwnikowi chrześcijaństwa. Jeśli jednak ktoś myśli, że ten patetyczny obraz jest laurką wystawioną katolickim męczennikom za wiarę – zdecydowanie się myli. Film Deana Wrighta obfituje w sceny akcji, krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto. Mamy też do czynienia z katalogiem różnorodnych postaci: począwszy od niewierzącego generała, który w końcu z oddaniem naraża swe życie, prowadząc rebeliantów do boju (w tej roli Andy Garcia), poprzez małego chłopca-męczennika (Mauricio Kuci), na krnąbrnym buntowniku-indywidualiście (Oscar Isaac) kończąc.
Co więc wyróżnia Cristadę na tle podobnych obrazów? Tym, co pierwsze rzuca się w oczy – jest język. W obrazie powstałym na chwałę meksykańskich tradycjonalistów anglojęzyczne dialogi kują w uszy, na szczęście w oryginale zachowany został chociaż okrzyk Cristeros - ¡Viva Cristo Rey! Po premierze filmu pojawiły się także głosy, iż nie jest on zbyt realistyczny – w rzeczywistości przywódca powstańców, generał Enrique Gorostieta do końca pozostał agnostykiem i antyklerykałem, a walczący o wolność wyznawania swej religii zostali patetycznie wyidealizowani.
Jednego jednak nie można filmowi Wrighta odmówić – ukazania całemu światu wydarzeń, które były ważne dla całego katolickiego świata, a niestety, nie wszyscy o nich słyszeli, oraz solidnej dawki wzruszeń – czyli tego, czego na filmie będącym pomnikiem dla bohaterskich powstańców najbardziej można oczekiwać.