„Szklana pułapka 5” („Die hard 5”) to kolejna część przygód nieustraszonego Johna McClane’a. Wyrusza on do Rosji, gdzie spotyka swojego syna Jacka, agenta CIA, z którym stara się zapobiec kradzieży broni nuklearnej przez terrorystów.
John McClane jak zwykle zwarty i gotowy do działania. Nie straszne mu pościgi, wybuchy czy grad kul. Zdobywa szturmem Rosję, odnawia i poprawia relacje z synem. Wszystko idzie jak po maśle, zwroty akcji są jak gdyby tylko pretekstem, by zachwycić widza kolejnym wybuchem czy wyskokiem przez okno przy akompaniamencie odpowiedniej muzyki. Film sam w sobie nie jest zły, są momenty, które dosłownie wgniatają w fotel i zapierają dech w piersi. Jednak ogólnie rzecz biorąc, nie pokazuje niczego nowego, niczym nie zaskakuje. Przystojny, już nieco za stary na filmy akcji Bruce Willis jednak daje radę i wprowadza widza w znakomity klimat, powoduje lekką melancholię, zamyślenie nad starymi czasami i pierwszymi częściami „Szklanej Pułapki”. Powiew świeżości dzięki filmowemu synowi- Jackowi (rola Jaia Courtneya ogranicza się do grania tła dla Bruce’a) sprawia, że film jest lekki, przyjemny i wspaniały na obejrzenie podczas weekendowego wypadu do kina. Jednak nic więcej. Film nie pozostawia po sobie żadnego nadzwyczajnego wrażenia. Ot, kolejny film akcji, kolejna „Szklana pułapka”, kolejna przygoda nieustraszonego Johna McClane’a.
Według mnie „Szklana pułapka” powinna zakończyć się na trzeciej serii. Wtedy publiczność zostawiona by była z pragnieniem kolejnej części- film nie stałby się sztampowym i przewidywalnym produktem prosto z Hollywood. Mogliśmy być zostawieni z uczuciem niedosytu, a nie przejedzenia, jakie ma miejsce po obejrzeniu piątej części. Zdecydowanie- odgrzewanie starego i kultowego hitu jest znakomitym sposobem na zarobienie kolejnych milionów. Ale na pewno nie sprzyja on klimatowi starego, dobrego kina akcji.